Aby coś znaleźć trzeba szukać. Prawda niby znana każdemu poszukiwaczowi. Jednak, co zrobić, gdy szuka się pewniaków przez wiele lat i efekty są żadne? Wówczas należy wezwać ludzi doświadczonych w temacie eksploracji i dysponujących odpowiednim sprzętem.
Tak właśnie zrobili mieszkańcy okolicznych miejscowości. Dotarli do poszukiwaczy i nadali im temat zaginionych w XIX wieku kościelnych dzwonów…
Historia swoim początkiem sięga końca XVIII wieku, kiedy rozpoczęła się budowa kościoła w miejscowości Kluczewsko zainspirowana przez właściciela majątku Ksawerego Turskiego. Chciał on, aby w najbliższym sąsiedztwie jego dóbr powstał kościół. Rozpoczęła się budowa, która z powodu nieprzewidzianych kłopotów zaczęła się znacznie opóźniać. Po dobrym starcie i całkiem niezłym początku budowniczowie zaczęli dostrzegać pojawiające się opóźnienie w zakończeniu inwestycji. Po 15 latach postanowiono usprawnić zakończenie projektu poprzez przejęcie i przewiezienie wyposażenia z kościoła w pobliskich Januszewicach.
Po łupy do Januszewic wyruszyła specjalna grupa dworska. W tym właśnie momencie na pierwszy plan legendarnej miejscowej opowieści zaczynają wychodzić dzwony. Dotychczas znajdowały się one na dzwonnicy kościoła w Januszewicach. Z tego to miejsca dworska specgrupa zdjęła je i załadowała na wóz, którym skierowali się do dworu w Kluczewsku.
Przejeżdżając przez rzekę Czarną dzwony zsunęły się z wozu wpadając do rzeki. Ślad po nich zaginął na wiele lat.Od zdarzenia minęło 197 lat i na domniemany teren zalegania dzwonów z jechali poszukiwacze z całego kraju wraz z silną grupą stanowiącą desant z wysp brytyjskich. Wyposażenie ekipy mogło przyprawić o ból głowy każdego znającego się na rzeczy eksperta. Czegóż to poszukiwacze nie wyciągali z samochodów. Wiadomo, standardowe wyposażenie każdego samochodu, czyli łopata i wykrywacz, tym samym na okolicznych polach badań pojawiły się również wykrywacze ramowe, tak wielkie, że okoliczna ludność była przekonana, że są to elementy jakiejś platformy wiertniczej. Latający nad głowami poszukiwaczy i obserwatorów helikopter wykonywał zdjęcia, z których będzie można odczytać wszelkie zmiany terenu, ocenić starorzecza i wyznaczyć kolejne obszary badań. Do badań dodatkowych, niejako związanych z dzwonami, uruchomione zostały magnetometry, dzięki którym można było uniknąć niepotrzebnego kopania w miejscach podejrzanie piszczących.
Totalnym hitem poszukiwań była ekipa płetwonurków, którzy penetrowali rzekę oraz zbiorniki powstałe w starorzeczu.
Nie było niestety czasu, aby przeprowadzić badania nowoczesnym georadarem dostarczonym przez firmę Proton-Archeo, która to właśnie na miejsce akcji dostarczyła wspomniany wcześniej helikopter.Akcja poszukiwań prowadzona była na początku w dwóch miejscach. Okolice kapliczki zostały dosyć szybko spenetrowane przy wykorzystaniu wykrywaczy metali. Eksploratorzy pozyskali z tego miejsca kilka medalików oraz monet. Wykrywacze ramowe nie dawały żadnego znaczącego sygnału. Drugim i trzecim miejscem zajęli się płetwonurkowie, którzy wykazali się nie lada odwagą i samozaparciem, a to, dlatego, że ?woda? w jednym miejscu nie nastrajała nawet do tego żeby koło niej stanąć na minutę, nie mówiąc już o nurkowaniu w niej. Niestety te dwa miejsca również okazały się, nietrafione.
Ostatnim terenem badań był fragment łąki nad rzeką wraz z czymś w rzece, wskazany zupełnie przypadkowo podczas rozmowy autora z miejscowymi. Miejsce to zostało wskazane wcześniej przez kilku radiestetów jako obszar ukrycia ?czegoś?. Faktem jest, że we wskazanych punktach pojawiał się każdorazowo duży, solidny sygnał mogący świadczyć o zaleganiu w ziemi, jak i rzece większego elementy metalowego.
Sobota nad rzeką upłynęła bardzo szybko. Nurkowanie, wykrywacze, magnetometry ? a na koniec agregaty i oświetlenie rzeki, z której nie chcieli wychodzić płetwonurkowie dzielnie walczący łopatami z dnem.
Zaangażowanie i wiara w odnalezienie właściwego miejsca było tak duże, że prawie zapomnieliśmy o przygotowanym obiedzie, a wieczorne ognisko zorganizowane przez miejscową ludność odbyło się niestety bez naszego udziału. Zupełnym szokiem było przywiezienie z tego ogniska całej sterty pieczonych ziemniaków, które rozeszły się w tak szybkim tempie, że osoby stojące dalej niż 10 m nie zdążyły po nie dobiec.
Niestety pomimo chęci walki z rzeką poszukiwacze musieli tymczasowo odpuścić i udać się na spoczynek, aby rano z jeszcze większą determinacją zaatakować nowe miejsca.
W niedzielę oczywiście wróciliśmy w miejsce nr 4 nad rzekę. Płetwonurkowie od razu wskoczyli do rzeki, ramy zaczęły biegać po łące, a wykrywacze wyciągały, co raz to medalik lub monetę. Poszukiwania w dzień mają tą zaletę, że lepiej można się poruszać zwłaszcza w pobliżu rzeki. Dzięki temu potwierdzone zostały miejsca z soboty oraz wytypowane nowe do prowadzenia badań. Aby sprostać terenowi sprowadzone zostały dwie koparki, dzięki którym prowadzenie wykopalisk zyskało nową oprawę. Kolejnym sprzętem, który został sprowadzony była pompa odprowadzająca pojawiająca się w wykopie wodę. Napięcie i nadzieja na odnalezienie dzwonów była widoczna w twarzach zarówno okolicznych mieszkańców, jak i poszukiwaczy. Niestety nie dane nam było ogłosić w niedzielę sukces poszukiwań. Bynajmniej poszukiwacze nie poddają się, pojawiły się kolejne miejsca do sprawdzenia i z pewnością w ten teren wrócimy jeszcze nie raz.
Chciałbym tutaj podziękować ludziom, bez których akcja ta nie miałaby takiego rozmachu i oprawy. Szczególne podziękowania należą się naszym kolegą Weterynie i Stangretowi ? to oni uruchomili lawinę, która pociągnęła eksploratorów, włodarzy wsi, gmin i województwa, a także lokalną społeczność. Chciałbym podziękować również wszystkim uczestnikom za ich zaangażowanie i poświęcenie.
Cytując Joannę Lamparską ? ?Poszukiwania januszewickich dzwonów wsparli: Marszałek Województwa Świętokrzyskiego, Starostwo Powiatowe we Włoszczowie, Urząd Gminy Kluczewsko, Pałac Wielopolskich w Chroborzu, Czesław Siekierski ? poseł do parlamentu Europejskiego, a wszystkich pobłogosławił ksiądz Piotr Zagała, proboszcz parafii Januszewice? ? uważam, że wykazali się wspaniałą inicjatywą i zrozumieniem zapotrzebowania społeczności lokalnych na wyjaśnienie historii dzwonów.
Natomiast szczególnie serdeczne słowa muszą trafić do mieszkańców. Rozmowy prowadzone z nimi były nad wyraz interesujące i wskazały na nowe miejsca, które będziemy chcieli przebadać. Zaufanie, jakim nas obdarzyli było ogromne, oczekiwania, że odnajdziemy dzwony jeszcze większe. Czy zawiódł ich efekt poszukiwań? Z pewnością wielu liczyło na inny finał, jednak dobrze wiedzą, że jeszcze wrócimy i nie odpuścimy tego tematu.
Szczególnie autor ma do nadrobienia zaległości u kilku gospodarzy, do których wprosił się na obiad i nie był sprostać wyzwaniu.